31 marca 2022 można uznać za przysłowiowy dzień zagłady, jaki uderzył w polski rynek odnawialnych źródeł energii. Tego właśnie dnia weszły w życie nowe przepisy które zmieniły system rozliczeń prosumenckich z istniejącego net-meteringu na nowy system net-billingu. Tej wielkiej zmianie towarzyszył chaos i nagonka medialna, wywołana przez instalatorów fotowoltaicznych i trolli internetowych, mająca na celu złapanie jak największej ilości klientów tuż przed końcem terminu obowiązywania starych przepisów. W tym celu została stworzona przerażająca wizja, gdzie nowy system rozliczeń miał być skrajnie nieopłacalny. Minęło pół roku i wiemy już z całą pewnością, że był to marketingowy przekręt i nowy system rozliczeń opłaca się tak samo jak poprzedni, a w wielu przypadkach nawet bardziej!
W czasie feralnego dla branży półrocza z rynku zniknęło wiele firm, a ilość nowych przyłączonych instalacji fotowoltaicznych według danych operatorów w niektórych regionach spadła o 98-99%. Całe te zamieszanie i dramat branży, nie miał żadnych racjonalnych podstaw i był spowodowany wcześniejszą bezzasadną nagonką medialną oraz brakiem informacji i stawek, które dały by podstawy do obliczania opłacalności funkcjonowania nowych zasad net-billingu. Gdy powoli zaczęły przychodzić rachunki klientów rozliczających swoją domową fotowoltaikę według nowych zasad, okazało się, że nie taki diabeł straszny jak go rysowali.
Perspektywy fotowoltaiki zaczęły nabierać jeszcze większego sensu w momencie, kiedy ceny prądu wystrzeliły w górę, a do tego nałożył się efekt postępującej wysokiej inflacji, która pożera w zastraszającym tempie oszczędności i budżety domowe każdego Polaka. W tym momencie fotowoltaika okazała się wybawieniem i częściowym remedium na zaistniałą nową rzeczywistość. Każda złotówka zainwestowana w domową instalację fotowoltaiczną stanowi swojego rodzaju tarczę antyinflacyjną i najlepszą ochronę naszych oszczędności. W chwili gdy pieniądz fizyczny traci na swojej wartości, a ceny energii elektrycznej szybują, montaż przydomowej elektrowni słonecznej staje się tak ważny dla każdego posiadacza domu jak posiadanie lodówki czy samochodu. W przeszłości postęp technologiczny, trendy i nowinki technologiczne docierały do naszego kraju zawsze z Zachodu, tak też i dzieje się w tym momencie, gdy Europa zachodnia nakazuje każdemu właścicielowi nowego budynku posiadanie własnej instalacji fotowoltaicznej. We Francji połowa powierzchni każdego istniejącego już parkingu ma być pokryta panelami fotowoltaicznymi, a to dopiero początek zielonej rewolucji.
Europa zachodnia ma też swoje obawy co do fotowoltaiki. Duże doświadczenie szczególnie naszych zachodnich sąsiadów tym zakresie, powoduje strach przed perspektywą pożaru instalacji fotowoltaicznych montowanych na dachach. O ile serwis czy awaria instalacji fotowoltaicznej zamontowanej na gruncie nie stanowi problemu, o tyle instalacje zamontowane na dachu są jak tykające bomby z opóźnionym zapłonem. Jest to stwierdzenie brutalne, ale nie bezpodstawne. Każda instalacja gruntowa poddawana jest corocznym serwisom, przeglądom i wymianom wadliwych elementów, im instalacja jest starsza tym więcej problemów i awarii ze względu na destrukcyjną siłę prądu stałego o potężnym napięciu, który przepływa pod panelami. Na otwartym stelażu, na gruncie prace konserwatorskie są standardem i prostą czynnością, na dachu wykonanie tych samych czynności jest po prostu niemożliwe!
Duże ryzyko pożaru lub poważnej awarii i rosnące koszty ubezpieczenia sprawiły, że w Europie zachodniej zaczęto szukać alternatywy dla tradycyjnej technologii fotowoltaicznej opartej o falownik centralny i połączenia szeregowe, gdzie napięcie prądu stałego na dachu sięga 1000Volt. Najbardziej śmiały ruch w tym zakresie wykonała Francja, gdzie na dzień dzisiejszy niespełna 30% instalacji fotowoltaicznych na domach jednorodzinnych stanowi tradycyjna fotowoltaika wysokonapięciowa z falownikiem centralnym, a ponad 70% rynku opanowała inna technologia – fotowoltaika niskonapięciowa, gdzie na dachu mamy tylko 45volt. Rynek francuski zweryfikował i porównał obie technologie na przestrzeni wielu lat funkcjonowania i wybrał tą, która daje stuprocentowe bezpieczeństwo funkcjonowania i brak konieczności serwisu w całym okresie życia produktu. „BAT” (Best Available Technology) – ten termin w tłumaczeniu z języka angielskiego oznacza najlepszą dostępną na rynku technologię, tym mianem we Francji określa się sprzęt niskonapięciowy amerykańskiej marki Enphase. To ten właśnie produkt stał się pierwszym wyborem większości francuskich instalatorów i właścicieli domów i to właśnie produkty Enphase mają już ponad 70% udziału w rynku przydomowej fotowoltaiki w tym kraju. W krajach Beneluxu niskonapięciowa fotowoltaika Enphase już zaczyna dominować nad tradycyjną fotowoltaiką wysokonapięciową, jest tylko kwestią czasu kiedy ten rodzaj technologii opanuje również i rynek Polski.
Na dzień dzisiejszy amerykańska technologia Enphase odpowiada za ok 1% wszystkich przydomowych instalacji w Polsce, wynika to z faktu niedojrzałości naszego rynku, który istnieje dopiero 3 lata oraz mniejszej zasobności portfela polskich obywateli. Technologia Enphase jest droższa od tradycyjnej technologii średnio o 10-30% i to jest jej jedyna wada w odniesieniu do łatwopalnej i nieserwisowalnej fotowoltaiki szeregowej z inwerterem centralnym. Brak dostępnych informacji i kampanii reklamowej w zakresie porównania dostępnych opcji w temacie fotowoltaiki, sprawia, że tradycyjne instalacje wysokonapięciowe z falownikiem centralnym dominują i zagłuszają możliwość przebicia się technologii Enphase na naszym rynku. potrzeba więc czasu aby prawda sama się obroniła. Każdy zainteresowany fotowoltaiką niskonapięciową Enphase, może zasięgnąć informacji i zrozumieć na czym polega kolosalna różnica pomiędzy tym co stare, a tym co dobre, wchodząc na stronę największego instalatora systemów Enphase w Polsce i Europie Środkowej www.rokaenergy.com.
– ARTYKUŁ SPONSOROWANY –