Na początku lat 90. XX wieku bez cienia przesady uratowały transport publiczny w Szczecinku. Mowa o duńskich autobusach marki DAB oraz szwedzkich Volvo, którymi mieszkańcy Szczecinka podróżowali na co dzień kilkadziesiąt już lat temu.
Spółka Komunikacja Miejska w Szczecinku powstała w roku 1992 i start miała nader trudny. Po Wojewódzkim Przedsiębiorstwie Komunikacji Miejskiej (transport publiczny był od końcówki lat 70. scentralizowany, a w Szczecinku działał oddział WPKM) nowa firma odziedziczyła co prawda w nowoczesną bazę z zajezdnią przy ulicy Cieślaka, ale także zdezelowany tabor. Ten stanowiły głównie Autosany H9-35 oraz Jelcze M11, L11 i PR 110M – w sumie aż 33 pojazdy, ale większość w opłakanym stanie technicznym. Transport publiczny po rozwiązaniu WPKM wraz z majątkiem wziął wówczas na swoje barki samorząd Szczecinka tworząc KM.
Otwarcie granic umożliwiło ściągnięcie używanych pojazdów z Zachodu, Jelcze i Autosany zastąpiły więc duńskie DAB-y i szwedzkie Volvo. W sumie kupiono 11 „duńczyków” (w tym kilka z pośrednictwem MZK Koszalin) oraz 5 „szwedów”. Przełomem w spółce był później dopiero program modernizacyjny: w latach 1997-2000 kupiono aż 10 fabrycznie nowych autobusów niskopodłogowych MAN, później dokupiono kolejne. W roku 2018 przyszedł czas na kolejną epokową zmianę poprzez wymianę taboru spalinowego na elektryczny – dziś KM pochwalić się może łączną liczbą 15 elektryków, Ursusów oraz Ikarusów.
„DUŃCZYKI” TRZYMAŁY SIĘ MOCNO
Ale wróćmy do pionierskich czasów szczecineckiego przewoźnika. Mieszkańcy miasta w średnim wieku na pewno pamiętają DAB-y i Volvo, które przed dekadę, do początków XXI wieku woziły pasażerów. Najstarsze pochodziły z końcówki lat 70. Volvo były nieco młodsze – szczecinecka KM kupiła używane pojazdy tej marki już w XXI wieku i sprzedała dość szybko.
Sami kierowcy ciepło wspominali „duńczyki”. Na owe czasy były to pojazdy nowocześniejsze i znacznie lepsze od wysłużonych Jelczy. Przez całe wnętrze szedł grzejnik, były podwójnie szyby, a więc w zimie nie było tak „przewiewnie” i zimno jak w polskich autobusach. Z kolei w lecie DAB-y były nieco za ciepłe, bo nie otwierały się w nich okna. Kierowcy chwalili też automatyczne skrzynie biegów. Ale i one dożywały swoich dni, choć do końca były sprawne i na chodzie. Aluminiowe nadwozie i stalowa, galwanizowana rama były niezwykle trwałe, świetnie spisywały się także skrzynie biegów i silniki produkcji Leylanda. Swoje DAB-y już jednak przejechały, w większości miały już po półtora miliona kilometrów na liczniku. Ponad dwadzieścia lat dla wykorzystywanego w skrajnie trudnych warunkach miejskich autobusu to jednak sporo.
DO MUZEUM
Część starych pojazdów z końcu sprzedano. Co ciekawe, na początku XXI wieku dwa wyprodukowane w roku 1979 DAB-y kupiło pilskie przedstawicielstwo Scanii, która była właścicielem fabryki i marki DAB. Ostatecznie miały trafić do muzeum w Danii. Jak do tego doszło? Jakiś czas temu szczecineckiego przewoźnika odwiedził szef duńskiego Stowarzyszenia Miłośników Starych Autobusów Kim Lǿvenskiold. Owo stowarzyszenie zajmowało się skupowaniem po całym świecie pojazdów wyprodukowanych przez skandynawskie firmy DAB, Volvo i Scania, ich remontowaniem i eksponowaniem w muzeum. Okazało się, że fabryka DAB-a w duńskim Silkeborgu do dziś prowadzi rejestr, w którym śledzi losy każdego z wyprodukowanych przez siebie autobusów. Odnotowywany jest w nim każdy właściciel, opisano też m.in. jego wyposażenie czy osiągi.