Strona główna Szczecinek Salwa honorowa pod pomnikiem marszałka

Salwa honorowa pod pomnikiem marszałka

W Szczecinku 107. rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości tradycyjnie świętowano pod pomnikiem marszałka Józefa Piłsudskiego. Rozpoczęte o godz. 13:00 uroczystości poprzedziła msza święta odprawiana w Kościele Mariackim.

Obchody pod pomnikiem Naczelnika Państwa rozpoczęło wspólne odśpiewanie Mazurka Dąbrowskiego. Nie był to jedyny akcent wokalny uroczystości – po złożeniu kwiatów pod monumentem marszałka, zaopatrzeni w śpiewniki mieszkańcy wspólnie wyśpiewali najbardziej znane polskie pieśni patriotyczne. Asystę honorową pełnili w trakcie uroczystości żołnierze 11 batalionu ewakuacji sprzętu „Ziemi Szczecineckiej”, którzy apel poległych zakończyli salwą honorową z karabinów.

W trakcie wydarzenia głos zabrał jedynie burmistrz Jerzy Hardie-Douglas. Włodarz Szczecinka w swoim wystąpieniu odwoływał się do historii – zarówno najnowszej, jak i tej sprzed prawie stu lat, a konkretnie przedwojennej. Pełen tekst przemówienia Burmistrza Szczecinka zamieszczamy poniżej, a więcej szczegółów w naszym materiale video.

PRZEMÓWIENIE BURMISTRZA SZCZECINKA

Mimo że data polskiego święta niepodległości przypada na czas jesiennej smuty, na czas zwykle kiepskiej aury, z założenia powinno to być jednak święto radosne. Jak w Ameryce, gdzie 4 lipca radośnie świętuje się rocznicę ogłoszenia Deklaracji Niepodległości Stanów Zjednoczonych, czy jak we Francji, gdzie co roku 14 lipca celebruje się Święto Bastylii. Tam święta wypadają w środku lata, więc z natury rzeczy jest weselej.

Mimo że w Polsce uznano, iż święto należy obchodzić jesienią, staraliśmy się przez lata przypominać, że jednak mamy się z czego cieszyć. Bowiem każdego 11 listopada celebrujemy reaktywowanie po 123 latach państwa polskiego. To wtedy, w 1918 r., skończyła się I wojna światowa i powstała II Rzeczpospolita. W Polsce zapanowała euforia, a uskrzydleni niepodległością nasi rodacy nie dali sobie tej niepodległości odebrać. Tu, pod pomnikiem marszałka Józefa Piłsudskiego, wielokrotnie wspominaliśmy wygraną wojnę polsko-bolszewicką ze zwycięską bitwą warszawską, wojnę polsko-ukraińską, polsko-litewską, Powstanie Sejneńskie, Powstanie Wielkopolskie, Powstania Śląskie. Wszystkie te konflikty zbrojne Polska powygrywała i w trzecie dziesięciolecie XX wieku weszła, jak się wydawało, mocna militarnie i terytorialnie. A jednak, mimo tej teoretycznie dobrej pozycji wyjściowej do budowania silnego państwa, państwa, które miało wszelkie predyspozycje, by stać się liderem w tej części Europy, już po 21 latach niepodległości straciliśmy ją ponownie. Nadeszły mroczne lata okupacji niemieckiej, a potem utraty suwerenności w pojałtańskim podziale kontynentu.

Historia jest ciekawą nauką. To nie, jak się wielu wydaje, dyscyplina zajmująca się datami bitew i imionami królów. To nauka o powtarzalności zdarzeń, o zapętlaniu się losów świata. Ci, którzy potrafią wnikliwie analizować zdarzenia z przeszłości, są w stanie przepowiadać przyszłość. Nie wiem, czy historia lubi się powtarzać. Ona się po prostu cyklicznie powtarza. Bo za konkretnymi wydarzeniami stoją zwykle te same ludzkie ułomności: pycha, kompleksy, fobie, rozbuchane ambicje, zachłanność, manipulowanie społeczeństwem.

Pamiętam swoje wystąpienia tu, pod pomnikiem marszałka, 17 czy 18 lat temu. Mówiłem wtedy o tym, w jakich wspaniałych czasach przyszło nam żyć. W czasach bezpiecznych, gdzie otoczeni jesteśmy przez raczej życzliwe kraje, z których strony nic nam nie grozi, bo przecież z większością z nich jesteśmy w UE i NATO i możemy wreszcie skupić się na budowaniu dobrobytu naszej ojczyzny.

Jak bardzo wszystko się zmieniło.

Stoję tu dziś przed wami i trudno znaleźć mi w zakamarkach umysłu jakieś, choćby minimalne, odniesienie do tej optymistycznej narracji sprzed kilkunastu lat. Rosja przestawiła swoją gospodarkę na tryb wojenny. Powoli to samo zaczynają robić kraje Europy. Polska na gwałt zbroi się. Coraz większa część PKB przeznaczana jest na zakup broni i wzmacnianie armii. Budujemy schrony, odkurzamy zaniedbywaną przez lata obronę cywilną, poważnie traktujemy zarządzanie kryzysowe. Planujemy budowanie podziemnych szpitali. Nikogo już nie dziwi powtarzane na co dzień słowo „wojna”. Może jeszcze nie wszyscy w to wierzymy. Osobiście, ze swoim raczej optymistycznym charakterem, też jestem wśród tych, którzy liczą na to, że ten czarny scenariusz się nie spełni. Jednak w pełni rozumiem niepokój rządzących i identyfikuję się z podejmowanymi przez nich działaniami. Z przerażeniem i niedowierzaniem obserwuję narastanie fali populizmu w Europie. Coraz większą liczbę krajów, w których do władzy dochodzą osoby przekonujące swoich rodaków, że z Rosją trzeba się dogadywać. Że za wojnę za naszą wschodnią granicą odpowiada Ukraina, a nie Putin ze swoimi imperialnymi zakusami. Że może jednak lepiej mu ustąpić. Niech sobie weźmie ten Donbas. Co nas obchodzi Donbas? Nikt nie będzie ginął za Donbas.

Czy nie przypomina to okresu poprzedzającego wybuch drugiej wojny światowej? Putin, jak kiedyś Hitler, testuje dziś Europę. Dezinformuje, manipuluje przy wyborach na całym świecie. Mało kto już pamięta, co działo się przed wybuchem II wojny światowej.

Hitler eskalował żądania, a Europa odpowiadała czymś, co nazywano polityką appeasementu, czyli ustępstw wobec agresora.

Nikt prawie nie pamięta stosowanej przez nazistowskie Niemcy polityki małych kroków. 7 marca 1936 roku Hitler pogwałcił zapisy traktatu wersalskiego i wysłał wojska do Nadrenii, sprawdzając reakcję państw zachodnich. Nie podjęto żadnych działań.

W 1938 r. Francja i Wielka Brytania nie podjęły również żadnych działań, akceptując połączenie Austrii z Rzeszą Niemiecką. Anschluss Austrii stał się faktem.

Szczytem polityki ustępstw, czyli przywołanego appeasementu, było podpisanie w 1938 r. układu monachijskiego: premierzy Wielkiej Brytanii Chamberlain i Francji Daladier zgodzili się na żądania Hitlera i Mussoliniego, oddając Niemcom czeską część Sudetów. Czechosłowacja nie została dopuszczona do negocjacji i została zmuszona do zaakceptowania tej decyzji.

Co nastąpiło później, 1 września 1939 r., wiemy wszyscy.

Warto o tym wszystkim przypominać przy okazji Święta Niepodległości. Niepodległości, która, o czym też mówię tu co roku, nie jest dana raz na zawsze. Właśnie tego m.in. uczy historia.

Abyśmy przetrwali, a najlepiej nie dopuścili do wojny, musimy być silni. Nigdy więcej appeasementu. Szukajmy sojuszników, a nie kreujmy kolejnych wrogów. Nie napuszczajmy naszych współobywateli na Ukraińców. Ich determinacja w obronie swego kraju jest najlepszym gwarantem bezpieczeństwa dla Polski. Nie sprzyjajmy narracji antyniemieckiej. Niemcy nie są zainteresowani osłabianiem Polski. To nie leży w ich interesie. Wręcz odwrotnie. Nie szczujmy na Francuzów. To jedyne mocarstwo atomowe poza Stanami Zjednoczonymi, które może nas objąć parasolem ochronnym. Zacznijmy wreszcie myśleć kryteriami polskiej racji stanu. Wróg jest zidentyfikowany i nie jest nim Ukraina, nie są nim Niemcy. Tak powinny ponad wzajemnymi uprzedzeniami myśleć w trudnych czasach strony polskiego sporu politycznego. Tak powinni myśleć w trudnych czasach wszyscy Polacy, również mieszkańcy naszego pięknego miasta.